Hadouken! ,,Every Weekend”
Ocena: 5/10
Problem z Hadouken! polega na tym, że Londyńczycy za bardzo się starają: od nadania sobie nazwy kultowej dla coraz modniejszego środowiska graczy wideo, przez określenie siebie samych głosem ,,straconego pokolenia”, aż po pokazowe bycie atrakcyjnie agresywnymi w niemal każdym aspekcie swojej twórczości, angielski kwintet usilnie próbuje pokazać, że jest zespołem fajnym. I to właśnie stanowi mój główny zarzut wobec ich trzeciej płyty: hadukeni tak bardzo starają się być spoko, że sami zaplątują się w sidła swojej fajności i co kilkanaście kroków przewracają się nieco komicznie. Od momentu wykrzyczenia przez Jamesa Smitha w otwierającym ,,Every Weekend” kawałku ,,The Vortex”: ,,Each and every weekend / We spend it like the world is ending / Each and every weekend / We show the world how we like to spend it” słuchacze są ostrzeliwani dobitnie dosłownymi piosenkami o urokach życia brytyjskiej młodzieży, traktujących o tak ważkich tematach, jak imprezowanie, czy gniewne esemesowanie po pijaku. Może i nie irytowałoby to tak bardzo, gdyby każdy numer w zestawie nie był przesadnie wyniosły i wystrzałowy niczym metaforyczny ostatni przebój na koniec świata; w efekcie ma się wrażenie, że płyta jest zmontowana z samych punktów kulminacyjnych, w związku z czym licho strzela dramaturgię albumu. Jednak nawet pomimo to, ,,Every Weekend” nie jest sprawą straconą, bo za fasadą The Prodigy dla kasiastej białej młodzieży ukrywa się drugie, znacznie ciekawsze, choć banalnie proste oblicze kapeli: zespołu niewstydzącego się wpływów muzyki tanecznej i tak zręcznie korzystającego z chwytów dyskotekowych, że nie obraziłbym się, gdyby Hadouken! zostali czymś na kształt Tiesto muzyki alternatywnej.